Ogólnopolski rozgłos na temat rzekomego krokodyla w Okunince nad Jeziorem Białym zaczął się pod koniec maja 1999 roku.
Jeden z miejscowych (nie wiemy co brał … 🙂 ) zobaczył w odległości kilkunastu metrów od siebie… krokodyla przechodzącego przez rozgrzaną słońcem jezdnię. Okey, ale skąd się u licha wziął krokodyl w Okunince nad Jeziorem Białym? Podobno wypuścił go tutaj przybysz za wschodniej granicy, który chciał go nielegalnie wwieźć na Ukrainę. Przestraszył się patrolu straży granicznej i konsekwencji z tym związanych. A że wszystko działo się w okolicach Jeziora Białego w Okunince – cóż, to strefa graniczna. Patrole służb mundurowych to nic nadzwyczajnego.
Wieść rozeszła się po Okunince lotem błyskawicy. Relacja była tak przekonywująca, że wybuchła swoista psychoza. Nikt nie chciał wypoczywać w Okunince. Ludzie rezygnowali z urlopów. Odwołano kolonie. Podobno nawet kury przestały się nieść. Lokalni przedsiębiorcy liczyli straty. Coś trzeba było z tym zrobić.
Do Okuninki ściągnięto specjalistów od krokodyli. Przeprowadzono zostały intensywne poszukiwania w Jeziorze Białym i okolicznych zbiornikach. Bez rezultatu. Krokodyl zapadł się pod ziemię. Stał się dla Okuninki tym samym czym jest Nessie dla Jeziora Loch Ness czy UFO w Roswell: atrakcją turystyczną. Historią która z jednej strony przeraża a z drugiej strony fascynuje. Nawet jeżeli było coś na rzeczy – to nie ma szans, aby przeżył lokalne, mroźne zimy.